21 maja 2019

Offroad: Majowy loot

Figurki nowej nie widać, tak więc postanowiłam pochwalić się swoją paczką radości która dotarła do mnie dzisiaj z rana. Głównie dlatego, że zrobienie zdjęć takiej dostawy jest znacznie łatwiejsze niż fotografowanie figurki. Musicie wybaczyć mi dalszy brak nowych recenzji… Zbieram powoli wenę i pomysły.
Wracając do tematu!
Szczerze raczej nie planuję robić recenzji mang wydanych w Polsce o ile nie będzie w nich czegoś
„specjalnego”. Dzisiejsza paczka zawierała kilka smaczków dla mnie jako kolekcjonera, więc ciężko mi było je tak po prostu odłożyć na półkę. Dlatego też zapraszam was na ten niezobowiązujący tekst o mojej majowej dostawie.

CLAMP powraca!

Card Captor Sakura to seria która rozpędziła całe uniwersum które później wielokrotnie wracało w mangach autorstwa grupy CLAMP (czteroosobowa grupa autorek w której skład wchodzi Nanase Ohkawa, Mokona, Tsubaki Nekoi oraz Satsuki Igarashi). Swego czasu wydawana przez Waneko w odcinkach, z okazji 20 lecia została (w końcu) wydana w wersji tomikowej. Prócz Card Captor Sakura, na rynek Waneko wypuściło także Magic Knight Rayearth, nieco starczy tytuł od CLAMPu. O ile Card Captor Sakura jest kierowana raczej do młodszego odbiorcy, tak MKR mimo iż wpasowuje się dokładnie w ten sam gatunek jest kierowane do starszej młodzieży. Jako fanka twórczości Pań z CLAMPu obowiązkowo zakupiłam obie pozycje mimo iż swoje lata już mają (CCS premierę miała w 1996 roku, zaś Magic Knight Rayearth w 1993).
MKR nie różni się wydaniem od praktycznie każdej mangi Waneko. Okładka jest matowa, z lakierowaną ilustracją i napisami. Wspomnieć należy zdecydowanie raczej o okładce Card Captor Sakura. Wydawnictwo pokusiło się o perłowy papier co niesamowicie pasuje do serii o młodziutkiej Sakurze. Niestety na filmie bardzo słabo widać ten efekt, więc będąc w empiku bądź w sklepie komiksowym warto na to spojrzeć. Pojawienie się obu tytułów budzi we mnie wieloletnią nadzieję na wydanie XXXHOLIC oraz Tsubasa Reservoir Chronicle i trzymam kciuki za dobrą sprzedaż tych dwóch nowości od Waneko.


Diabeł tkwi w… opowieściach
 
Monogatari to seria która na obecną chwilę jest tak specyficzna, że nawet jej fani momentami kręcą nosem. Z całkiem zwyczajnej powieści o demonach i duchach, stała się dość surrealistyczną historią w której autorzy robią wszystko by zdezorientować własnych widzów. Mimo coraz bardziej szalonych pomysłów studia SHAFT odpowiedzialnego za serię anime, tytuł ma się bardzo dobrze i końca w sumie nie widać.
Wydanie mangi na podstawie anime i light novel przyjęłam sceptycznie. Oczywiście do momentu kiedy objawiło mi się nazwisko autora rysunków. OH!GREAT - autor tak dobrej serii jak Air Gear, Tenjou Tenge czy Majin Devil ma sprawną, dynamiczną i bardzo dokładną kreskę. Wraz z jego rysunkami pierwsze seria Monogatari, czyli oczywiście Bakemonogatari prawdopodobnie otrzyma nowe życie.
Nie spodziewałam się Bakemonogatari na naszym rynku. Głównie dlatego, że raczej nie wyobrażam sobie by ktoś odważny postanowił przetłumaczyć i wydać LN, zaś o mandze trochę zapomniałam. Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie wydanie Bakemonogatari w dwóch wersjach – standardowej i specjalnej. To właśnie edycja specjalna nas tu sprowadza.
Edycja specjalna zawiera box z alternatywną ilustracją okładki, booklet, trzy karty kolekcjonerskie oraz oczywiście sam tomik mangi. Cenowo w stosunku do standardowej edycji która kosztuje 24,99, wersja specjalna kosztuje 29,99. Pięć złoty za box, booklet i dodatkowe karty to nie jest wcale tak dużo.


Box prezentuje się świetnie na półce. Zgrabnie chroni booklet oraz karty przed zgubieniem.

Booklet zawiera bardzo krótką historię autorstwa NisiOisiN (autor Light Novel) oraz dodatkowe omake.


Karty są lakierowane po stronie ilustracji, zaś po drugiej stronie nazwisko autora rysunku jest wydrukowane srebrnym tuszem. Wygląda to naprawdę bardzo ładnie i dopełnia cały zestaw.
Warto? Warto! Brakuje mi więcej tego typu wydań jeżeli chodzi o mangi. Powoli pojawia się coraz więcej wydań w HC, z dodatkami, bookletami jednak nadal jest to malutki ułamek wszystkiego co wydawane jest w Polsce. Swego czasu J.P.F zapytał fanów co powiedzieli by o limitowanej re-edycji mangi FullMetal Alchemist. Najbardziej zaskoczyły mnie głosy “po co”. To właśnie tego typu głosy sprawiają, że wydawcy nadal bardzo ostrożnie podchodzą do innego formatu mang niż kieszonkowy.
ARTBOOK LOVE

Nadszedł czas na ostatnią ciekawostkę w mojej paczce. Ogłoszenie przez wydawnictwo Kotori artbooka z Sword Art Online zaskoczyło mnie jeszcze bardziej niż Bakemonogatari i jego wersja specjalna. Dlaczego?

Ilość artbooków mangowych wydanych w Polsce można policzyć na jednej ręce. Jest ich aż trzy. Przed laty wydany przez J.P.F „You eyes only” - CLAMPowy artbook z serii Chobits, następnie wydany przez Studio JG artbook z serii Loveless „You eyes only” (podobieństwo nazw zupełnie przypadkowe)  oraz świeżutki na rynku artbook z ilustracjami light novel Sword Art Online, wydany przez wydawnictwo Kotori. Niechęć wydawania artbooków prawdopodobnie bierze się z braku zainteresowania. Próba sprzedania artbooka przez Kotori za cenę 89,90 gdzie SJG za swój artbook w twardej oprawie zażyczyli sobie 55 zł (co prawda po sporej obniżce od pierwotnie planowanej ceny) to odważna decyzja. Fani którzy kupują mangę mają tendencję do narzekania na cenę 20 zł za tomik, więc nie widzę ich kupujących artbook za 90 zł. Nie zrozumcie mnie źle, większość fanów mangi pieniądze ma i wcale nie ma ich mało. Przelicznik tylko jest inny. Mając 90 zł można zakupić 4 mangi i mieć jeszcze resztę. Nie mniej jednak mamy coraz więcej bookletów, edycji specjalnych, wydań w HC jako wersje alternatywne. To znaczy, że zapotrzebowanie na te ładniejsze wydania w jakimś stopniu jednak istnieje. Czy artbook wpasowuje się w tą nową część rynku mangowego? Ciężko powiedzieć. Dowiemy się, kiedy zostanie ogłoszony następny artbook, o ile w ogóle to nastąpi.
Jeżeli chodzi o jakość wydania, Kotori spisało się bardzo dobrze. Przyjemna w dotyku matowa okładka i wybrany, błyszczący lakier na napisach. Format jak widzicie na zdjęciu jest identyczny jak w przypadku „You eyes only” z serii Loveless, który też jest oryginalnym formatem obu artbooków w  Japonii. Artbook z Chobits był dość spory jeżeli chodzi o format jak na wydania z roku w którym wyszedł, zaś teraz specjalne wydania JPF mają bardzo podobny format.
Artbook z SAO przy Japońskim wydaniu artbooka z Code Realize
We wnętrzu znajdziemy ilustracje znane nam z LN oraz kilka dodatkowych niepublikowanych wcześniej poza artbookiem. Ilustracje sięgają aż do momentu w którym rozpoczyna się saga Alicyzacji. Do tego jeszcze szkice koncepcyjne, oraz krótkie opowiadanie Rekiego Kawahary, autora LN.


Nie jestem jedną z tych osób które na widok Sword Art Online ma nagłą, niewyjaśnioną wysypkę alergiczną. Dlatego posiadanie kolejnego ładnego artbooka w kolekcji sprawia mi sporą radość, zaś możliwość przeczytania komentarzy autorów bez potrzeby tłumaczenia ich na zrozumiały dla mnie język jeszcze bardziej mnie cieszy.
Jedyne na co mam naprawdę dużą nadzieję, to następny artbook. Waneko… patrzę w Twoją stronę!
To by było na tyle
Bonusowo poniżej wrzucam krótki filmik albumu na breloczki który dostałam w tej samej paczce. Na nieszczęście mojego portfela, figurki to nie jedyna rzecz którą zbieram. Do tego jeszcze nowiutki tomik Wotakoi - tytuł który ze spokojnym sercem mogę polecić każdemu nieco bardziej zaawansowanemu fanowi mangi. Wydanie jest naprawdę porządne i ładne, a tłumaczenie lekkie i przyjemne.



To by było na tyle. Miejmy nadzieję, że następnym razem spotkamy się w kolejnej recenzji… prawda?
Sancia, dziękuje za Twoje niezawodne usługi pocztowe, jak zresztą zawsze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz