29 stycznia 2012

Lelouch Lamperouge ZERO Megahouse 1/8

Zgodnie z Waszym wyborem na pierwszy ogień ląduje charyzmatyczny przywódca grupy terrorystycznej Black Knight – Zero, czyli ukrywający się pod tym pseudonimem Lelouch Vi Brittania ze swego czasu popularnego także u nas tytułu „Code Geass”.






Pierwsza figurka Zero pojawiła się w kwietniu 2009. Nie minęło dużo czasu od premiery, jak nakład wyczerpał się zupełnie a cena za Leloucha coraz bardziej rosła i rosła. Bootlegów na rynku był ogrom a ponownego wydania nie było widać więc ludzie powoli zaczęli tracić nadzieje, że zostanie znowu wyprodukowany i wypuszczony na rynek.



Szczęśliwy dzień nastał poprzedniego roku w czerwcu. I tu zaczynają się schodki. MegaHouse chwilę po wypuszczeniu pre-orderów re-realasu oznajmił zaskakujący fakt – w figurce „poprawiono” oczy. Jak zwykle wiadomość została przyjęta dwojako: jedni szczęśliwi wychwalali zabieg MegaHouse, drudzy posuwali się nawet do rezygnacji z pre-orderów z powodu niewielkiej zmiany kształtu oczu. Dla mnie osobiście nie było większej różnicy, pierwszy release oraz drugi różnią się naprawdę niewiele a zmiana nie wpływa ani na korzyść ani niekorzyść figurki. Posiadacze pierwszej wersji powinni być szczęśliwi - ich wersja jest w tym momencie jest jeszcze bardziej „limitowana”. Wszak są właścicielami pierwszej „oryginalnej” mordki Leloucha. Dla kolekcjonerów będzie to wielki rare w kolekcji. Taki prawie biały kruczek „Zerowego” Leloucha.
Nim złożyłam pre-order na Leloucha wstrzymałam się, czekając na ostateczną wersję figurki „Emperor” tego samego producenta. Niepomalowany prototyp zapowiadał się całkiem całkiem ale jednak w ostatecznym rozrachunku bezkonkurencyjnie wygrał uroczy geniusz prowadzący podwójne życie- Zero. Któż mógłby oprzeć się jego niesamowitej pelerynce. Cena także była niższa. Nic dodać, nic ująć.

Zwykle mija trochę czasu od premiery nim otrzymam swoją figurkę. Umilając sobie czas oczekiwania na Leloucha, sprawdzałam pierwsze zdjęcia oraz anglojęzyczne recenzje re-release’u. Kilka dni po premierze tłumnie pojawiły się komentarze na temat kiepskiego malowania figurki, sporawych plam farby oraz dziwnych odpryskach na podstawce. Wiele osób zgłaszało takie problemy, każdy z innym natężeniem: a to niewielka plamka na pelerynie a to ogrom wylanej farby ze złotych akcentów przy kołnierzu a to czerwona plama na podstawce. Sam fakt iż jest to błąd na tyle popularny by zdarzał się praktycznie każdemu bardzo źle świadczy o MegaHouse. Firma zwyczajnie odwaliła fuszerkę. Osobom które posiadają „poplamionego” Zero pozostaje tylko zakupić farbki i ratować figurkę ile się da. Sama zastanawiałam się przez cały czas od momentu premiery do momentu kiedy figurka w końcu dotarła w moje łapki, z czym ja będę musiała się zmierzyć.

„Ja Lelouch Vi Brittania rozkazuję ci…”


Zacznijmy od pudełka. Masywne, z grubej tektury, wielkie okienko do oglądania Leloucha. Na spodzie krótka instrukcja obsługi dodatkowych części. W tym wypadku bardziej podoba mi się wrzucanie instrukcji w formie papierkowej do środka (GSC wrzuca czasami idiotyczne instrukcje ale chwała mu za to).
Figurka zabezpieczona jak zwykle, zakleszczona w plastiku. Głowa Leloucha podtrzymana dodatkowym plastikiem, każda część schowana w folie. Zapieczętowanie Lulu – na plus.

Przepiękna plama
Fabryczne obdrapanie

Gdy wyjęłam Leloucha z pudełka, szybko pozbyłam się folii i… westchnęłam zrezygnowana. Okiem dobrego recenzenta zlustrowałam malowanie jako, że to było najbardziej kontrowersyjna kwestia. Ogromna ilość błędów. Nie duża, OGROMNA. Złote akcenty na pelerynie oraz mundurze (tak nazwijmy ten dziwny kombinezon) wylewają się poza linie, są niedokładne. Jedynie na rękawkach jakoś dają rade. Kolejny okropny błąd w malowaniu to cieniowanie płaszcza. Tylni kołnierz płaszcza ma wielką dziurę, jakby ktoś zapomniał nałożyć drugą warstwę koloru. Szal Leloucha jest przetarty w miejscach gdzie styka się z peleryną.


Z reszta malowania jest już lepiej. Cieniowanie wewnętrznej części jest ok, kombinezon, rękawiczki, włosy, twarz – też nie zauważyłam tak karygodnych błędów jak w przypadku tych nieszczęsnych złotych akcentów. Twarz Leloucha, zarówno wersja z Geassem jak i bez, prezentuje się dobrze. Hełm wygląda bardzo ładnie- Błyszcząca farba, zero błędów. Zaskakujące jeżeli spojrzeć na resztę.
Rzeźbienie figurki. I tu znowu z moich ust wydobyło się westchnięcie. Nim złożyłam ostatecznie figurkę i postawiłam ją sobie na biurku w pracy, musiałam ją oczyścić z pyłu sproszkowanego plastiku oraz resztek czegoś tłustego (malowanie figurek jest dla mnie wielką tajemnicą więc nie mam pojęcia co to było). Krawędzie płaszcza Leloucha są bardzo ostre i jakby niedoszlifowane. Włosy także wyglądają dość kiepsko w porównaniu z rzeźbieniami w innych figurkach. Łączenia przy wymiennych częściach nie są zbyt widoczne co jest dużym plusem (wiele ukrywa także pelerynka XD). Ogółem ta kategoria ujdzie w tłoku.



Wymiana części jest dość oporna, ale tak to już jest z nowymi rzeczami. Nie jest ona jednak ani niemożliwa ani zbyt upierdliwa. Po kilku zmianach pozycji otworki wyrabiają się na tyle że później nie trzeba będzie wpychać bezczelnie łapek Lelouchowi w ramiona. Części nie wydają się łamliwe, więc czasami użycie siły jest nawet wskazane. Jednak bez przesady! Instalacja miecza jest łatwa lecz nie jest on jakoś specjalnie piękny, ale zawsze jakiś dodatek. Preferuje Zero bez tego kawałka plastiku, który estetycznie po prostu mi do niego nie pasuje. Gdybym mogła zostawiłabym tylko pasek z łańcuszkiem.


No i podstawka. Narzekałam na podstawkę od Dizzy, ale podstawka Lulu… przeokropna. Czarne rombopodobne (bądź dla bardziej znających się na znienawidzonej przeze mnie geometrii - sześciokąty foremne, heksagony) tworzące podstawkę, złotawy napis „ZERO” i czerwony znaczek. No i znowu mamy wylewającą się farbę. Na „szczęście” nie byłam „nieszczęśliwym” posiadaczem podstawki z wielką plamą na środku, ale jednak czerwony kolor wylewa się poza znaczek Geassa (cud, że napis „ZERO” jest jak najbardziej w porządku). Trzeba co prawda się przyjrzeć by to przyuważyć, jednak błąd jest. Palce odbijają się na podstawce jak na lśniącej czarnej obudowie laptopów, kurz zbiera się z lubością w ułamku sekundy.
Zdecydowanie bardziej widziałabym u Leloucha jakąś „ambitniejszą” podstawkę, albo jej zupełny brak. Ta, z lichego plastiku, z jeszcze bardziej lichym malowaniem jest po prostu nie trafiona. Nie gryzie się z figurką pasuje do konwencji, ale malowanie oraz forma łapacza kurzu raczej plusem nie jest. Podstawka albo ma być ładna, albo ma nie zwracać na siebie uwagi. Tutaj jest nie za ładna i niestety zwraca na siebie uwagę aż za bardzo (w tym momencie wyobraziłam sobie kurz robiący omomom i przyklejający się do podstawki).




Stańmy nieco dalej i zapomnijmy na chwilę o marnym malowaniu oraz drobnych niedociągnięciach. Lelouch prezentuje się świetnie. Nie istotne jakie łapki mu wybierzemy ani jaką pozę koniec końców przywdzieje nasz genialny terrorysta – zawsze będzie wyglądał majestatycznie. Charakterystycznie powyginane dłonie, długie kończyny. Clamp krzyczy do nas od chwili pierwszego ujrzenia tej figurki. Dla każdego fana to na pewno duży plus (a fanem twórczości pań z grupy Clamp muszę się przyznać, jestem już jakiś czas). Chociaż Lulu jest w skali 1/8 mierzy aż 25 cm. Zajmuje także nieco miejsca przez rozpiętość jego pelerynki. Kubraczek oczywiście zdjąć się da, ale moim zdaniem Lelouch trochę traci na swojej dostojności gdy postawimy go tylko w kombinezonie.

Producent: MegaHouse
Wersja: Zero
Postać: Lelouch Lamperouge (Vi Britannia)
Seria: Code Geass

Prezentacja ogólna: 7.9/10
Wykonanie: 5/10
Malowanie: 3/10
Opakowanie: 9/10
OCENA KOŃCOWA: 6/10


Lelouch ma potencjał. Pod względem pozy, dynamiki - MegaHouse nie zawiódł, jednak fuszerka jaką odstawili w wykonaniu i malowaniu jest karygodna. Niestety i ja będę musiała zainwestować w złotą farbę by zawalczyć z błędami którymi Lulu zawstydziłby bandaiowskie chińskie tradingi. Na szczęście Lulu za jakiś czas wyląduje w zamkniętej szklanej półce i nie za często będę sięgała po niego by przyjrzeć się jego błędom. Z daleka będę mogła obserwować jego dostojną pozę króla szachownicy na której toczy się bój między Japonią a Brittanią.




Najmocniej przepraszam za ogromne spóźnienie w wstawieniu recenzji Leloucha. Jak zawsze problemem okazało się zrobienie mu nadających się do recenzji zdjęć. Jest ich tu niestety nadal niewiele, ale mam nadzieje wrzucić osobno jego całą galerie. W tej recenzji i tak najważniejsze są te fragmenty które pokazują malowanie figurki.
Następną figurką jaka wyląduje w recenzjach będzie Rin Thosaka z Fate/Unlimited Blade Works od Good Smile Company. W tym wypadku zdjęć mam o wiele więcej i mam nadzieje, że będę miała cierpliwość do przygotowywania tekstu.
Tym razem tekst dostał dodatkową korektę (dziękuje Nerowi za pomoc) by uniknąć ilości błędów jaka pokazała się u recenzji Hanekawy.
By już nie przedłużać - do przeczytania, oby już niedługo :).

2 komentarze:

  1. Już myślałam, że nie doczekam się tej recki. Nie mniej MegaHouse zawiodło dużą grupę "fanów" tym re-realsem, z malowaniem dali taką plamę, że większość osób trzy razy się zastanowi zanim kupi w pre-orderze coś od nich. Wypuszczenie tej figurki pachnie mi stwierdzeniem dyrekcji "Dobra, macie i się odpier**..." no właśnie. Fakt, faktem stojąc już metr od Lulu trudno zwrócić uwagę na błędy, ale biorąc go w łapki irytują człowieka te wylania i niedociągnięcia bo przecież żaden kolekcjoner nie lubi jak kupiony przez niego produkt ma defekt. Tyczy się to również nie kolekcjonerów, jest to denerwujące i już. Zwłaszcza, że figurki nie kosztują mało.

    Co do recenzji to jak zwykle kawałek dobrego teksu, czytało się szybko i bez zgrzytów. Jak zawsze czekam na next one ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. oh my, naprawdę, nie spodziewałam się, że będzie miał aż tyle błędów w malowaniu... wstyd normalnie. teraz nie dziwię się, że wylądował na wyprzedażach za trochę ponad 3000 jenów... a to obdrapanie wygląda strasznie :O pewnie nie był wart swej ceny. kusił mnie nieco, gdy był na wyprzedażach, dobrze, że koniec końców go sobie totalnie odpuściłam. nie wiem jak to jest z jakością od MegaHouse, mam od nich tylko jedną figurkę i wygląda bardzo przyzwoicie. (no ale jest też dużo mniej skomplikowana niż Lulu...)
    ogółem recenzyjka jak zwykle, bardzo mi się podobała, przejrzysta, przyjemnie i lekko się czytało.
    a recenzji Rin nie mogę się doczekać. im dłużej na nią patrze, tym bardziej mi się podoba!
    ach, by the way. Twój bannerek mam już od jakiegoś czasu wklejony u siebie jak coś :)

    OdpowiedzUsuń